📚Coś jest na rzeczy
Zacznę od tego, że skoro o tym piszę, to jest coś na rzeczy 😉
A tak serio, to ten zwrot jest… nieobecny w większości słowników (pojawia się tylko w jednym, o czym poniżej) i w związku z tym powinien być traktowany jako niepoprawny, choć jest tak powszechny w polszczyźnie jak maki na łąkach.
Inny słownik języka polskiego podaje taką definicję coś jest na rzeczy: „Mówimy, że coś jest na rzeczy, jeśli przypuszczamy, że czyjeś postępowanie ma związek z daną sytuacją.”

Mieszkam od wielu lat za granicą i jestem wraz z moimi znajomymi przerażona zaśmiecaniem języka polskiego. I za takie uważam również zwroty „coś jest na rzeczy”, „dzień dobry bardzo” itp. .
A już do przyslowiowej „białej gorączki” doprowadza mnie jak słyszę polecenia/wskazówki wypowiadane w liczbie mnogiej a dotyczące pojedyńczej osoby np. lekarz do pacjenta: „rozbieramy się”, kelnerka do klienta „to co zamawiamy”, przedszkolanka do dziecka „teraz pijemy mleko” itp, itd. a żadna z tych osób nie ma najmniejszego zamiaru wykonania swojego polecenia. Jaki to ma sens i dlaczego jest tak bezkrytycznie powszechnie stosowane?
Smutne jest to, że takim językiem posługują się też dziennikarze i propagując te dziwolągi językowe w mediach przyczyniają się do ich rozprzestrzeniania zamiast je publicznie krytykować.
Liczba mnoga chyba ma zastąpić formy typu: Proszę się rozebrać, wypij proszę mleko itp. Jest to irytujące, bo gramatycznie ja + ktoś = my. Czyli muszę coś robić, żeby powiedzieć my. Obawiam się, że wygrać z tym nie można 🙁