📚Historia jednego sokolego gniazda
Przez kilka tygodni obserwowałam sokole gniazda na stronie http://peregrinus.pl/pl/ – i właśnie w taki sposób powstała bajka.
*) Jeśli pytanie jest ujęte między dwoma myślnikami (np. – Czy wiesz coś o sokołach? –) to jest oznaczenie pytania, które rodzic może zadać dziecku, żeby poznać jego myśli i uczucia. Warto przerwać w tym miejscu bajkę i porozmawiać chwilę z dzieckiem (chyba że zasypia).
Bryza urodziła się w 2012 roku w Niemczech na drzewie. W tym samym roku przeprowadziła się do Gdyni. Bryza jest sokolicą. – Czy wiesz coś o sokołach? – *)
Kiedy Bryza zamieszkała w Gdyni, bardzo jej się tu spodobało – nowoczesne miasto nad morzem, dużo jedzenia i świeże powietrze. Znalazła wysoki komin, na którym można było wygodnie usiąść – i to było jej codzienne miejsce odpoczynku. Kominem wcześniej interesowali się też ludzie. Kiedyś, jeszcze zanim pojawiła się Bryza, zbudowali na kominie duże i ładne gniazdo – z myślą o sokołach. To gniazdo było bardzo wysoko – 80 metrów nad ziemią.
Bryza z ciekawości zajrzała kilka razy do tego gniazda. W środku było całkiem przyjemne – czysto, ciepło i przestronnie.
– Może kiedyś gniazdo się przyda, może założę rodzinę – pomyślała – chociaż… Nie jest łatwo znaleźć męża-sokoła. Czasem trzeba bardzo długo czekać. (Musisz wiedzieć, że sokołów jest w Polsce bardzo, bardzo mało, bo to jest gatunek zagrożony wyginięciem. Kiedyś sokołów było dużo, ale ludzie zanieczyszczali środowisko i przez to wykluwało się coraz mniej sokołów).
Bryza nie zamieszkała w gnieździe, ale dalej lubiła przebywać na tym kominie. Miała stąd piękny widok na okolicę. Przyzwyczaiła się do komina, do okolicy, przywykła do zimna, wilgoci i morskich wiatrów. Każdego dnia szukała pożywienia, zwiedzała okolicę i radowała się piękną pogodą (tam wysoko, gdzie fruwała Bryza, jest naprawdę pięknie). – Czy Ty też masz swoje przyzwyczajenia? A jakie? –
W 2013 roku w okolicach komina pojawił się nieznany sokół. Bryza siedziała wtedy na kominie i obserwowała okolicę. Serce zabiło jej szybciej – pierwszy nowy sokół w jej okolicy! Do tej pory mieszkała w Gdyni sama. Na początku znajomości z nowym sokołem nie było łatwo.
– Cześć – powiedziała Bryza do nieznajomego sokoła.
Sokół spojrzał na Bryzę i odleciał.
– No trudno – pomyślała ze smutkiem Bryza.
To była krótka znajomość. – Czy Tobie też zdarza się poznać jakieś dziecko, które nie chce z Tobą rozmawiać? Co wtedy robisz? –
Sokół wrócił za kilka dni i jak gdyby nigdy nic zaproponował Bryzie wspólny posiłek na kominie. Bryza uznała, że znajomość trzeba zacząć od przedstawienia się.
– Mam na imię Bryza.
– A ja 5 PT – odpowiedział.
-Mhm, ciekawe imię. Skąd jesteś 5 PT?
– Urodziłem się w 2010 roku pod Wrocławiem.
– O, czy to ładne miasto? Nigdy tam nie byłam – Bryza próbowała podtrzymać rozmowę.
– Bardzo ładne. I bardzo duże.
– A mieszka tam dużo sokołów?
– Na pewno jest o jednego mniej, bo ja się już wyprowadziłem – zażartował sokół.
– A dokąd się wyprowadziłeś, 5 PT?
– Nie wiem jeszcze. To zależy, jak się potoczy historia – powiedział 5 PT. I zamilkł.
Bryza nie wiedziała, o co dalej pytać, więc zajęła się jedzeniem. Nie było łatwo rozmawiać z 5 PT. Ale mięso przyniesione przez niego na kolację, było naprawdę pyszne. Czy wiesz, co jedzą sokoły? – [Sokoły żywią się innymi ptakami, polują głównie na gołębie, drozdy, mewy, kaczki, wrony i szpaki.]
Kolejne dni wyglądały podobnie: 5 PT przylatywał w okolice komina, sokoły rozmawiały, jadły razem, fruwały razem. Bryza pokazywała 5 PT okolicę, miejsca do odpoczywania, polowania. Sokoły wybrały się na wycieczki do Gdańska, Sopotu, Rumii, Redy i Wejherowa. Jednego pięknego dnia pofrunęły też zobaczyć Kaszuby, w końcu to nie tak daleko, jak się leci z prędkością 100-105 km/h.
Dzień na Kaszubach był wyjątkowy, nie tylko dlatego, że krajobrazy były zachwycające, powietrze czyste, a jedzenie przepyszne. Bo to właśnie tam w końcu sokół 5 PT zebrał się na odwagę.
– Bryzo?
Bryza podniosła głowę znad jedzenia – była zdumiona, bo sokół po raz pierwszy zwrócił się do niej po imieniu.
– Słucham, 5 PT?
– Chodzi o to, że… bo wiesz, ja szukam domu i żony. I pomyślałem, że może… że może chciałabyś ze mną założyć rodzinę?
Bryza spojrzała sokołowi głęboko w oczy. Ucieszyła się z tej propozycji, bo zdążyła go już polubić. Może 5 PT nie był najbardziej rozmowny, nie zawsze wiedział, jak się zachować, ale widziała, że jest opiekuńczy, ma poczucie humoru. I dobrze poluje. Pamiętała też, że sokołów jest bardzo mało. A nie chciała wyprowadzać się z Gdyni, podobała jej się okolica i komin. No i 5 PT najwyraźniej chciał tu zostać.
– A zostaniesz w Gdyni? Czy chcesz frunąć gdzieś dalej? – zapytała cicho.
– Zostanę w Gdyni – odpowiedział. Okolica jest przyjemna do życia, komin jest w sam raz, żeby założyć tam dom. No i wygląda na to, że nie będzie brakować nam jedzenia. Poza tym nie zauważyłem przez ten czas, jak tu jestem, żeby gdzieś pojawiali się nasi wrogowie. Czyli jest bezpiecznie, to dobre miejsce. Ale to Twoje miejsce, więc co powiesz? Czy mogę tu zostać z Tobą?
– Oczywiście 5 PT. Ale musisz się jakoś normalnie nazwać – uśmiechnęła się Bryza.
– Myślałem o tym. Co powiesz na Bosman?
– No, zdecydowanie lepiej, Bosmanie – Bryza trąciła go skrzydłem.
– A swoją drogą, jaką masz obrączkę od ludzi? – zapytał Bosman.
– 5 LY – odpowiedziała Bryza – ale ja tej nazwy nie używam. Wolę imię Bryza, jest ładniejsze.
– Czyli od dziś Bosman i Bryza, Bryza i Bosman?
Bryza zamiast odpowiedzieć, przytuliła się do Bosmana, który trącił ją dziobem i powiedział:
– No tak. Wracajmy do domu, robi się późno.
Bosman i Bryza wzbili się wysoko w powietrze. Przez cały lot do Gdyni Bosman robił pętle i kółka, żeby zaimponować Bryzie. A ona frunęła obok zadowolona, że ma swój dom. I że nie jest już sama.
Przez rok Bosman i Bryza cieszyli się swoim towarzystwem i szykowali się do założenia rodziny. W tym czasie widzieli też, że ludzie bardzo się nimi interesują, często zaglądali do ich gniazda na kominie w nadziei, że może sokoły już mają dzieci. Bosman i Bryza trochę się śmiali z ludzi, bo wiedzieli, ile czasu zajmują przygotowania do posiadania potomstwa.
Aż jednego wiosennego dnia Bryza zniosła żółtawe jajko. Ale była radość Bryzy i Bosmana! Opiekowali się tym jajkiem przez 30 dni. Ogrzewali je dzień i noc. Bosman przynosił Bryzie jedzenie, kiedy wysiadywała jajko. Sam też wysiadywał jajko, żeby Bryza mogła odpocząć, zjeść spokojnie i sobie pofruwać.
Pewnego majowego dnia 2015 roku jajko pękło i… Bryza ujrzała pisklę. To była dziewczynka. Rodzice bardzo się cieszyli z wyklucia córki – tak samo jak Twoi rodzice cieszyli się z Twoich narodzin. – Czy znasz historię, jak bardzo mama i tata cieszyli się, że się urodziłeś? –
Córka Bryzy i Bosmana dostała na imię Gdynka. Odchowanie córki zajęło Bryzie i Bosmanowi 2 miesiące. Potem Gdynka opuściła gniazdo i wyfrunęła w świat, szukać swojego nowego domu – zupełnie jak kiedyś jej mama i tato.
Historię narodzin i wychowania Gdynki uważnie śledzili ludzie. I bardzo się cieszyli, że Bryza i Bosman doczekali się potomstwa. Bo dla ludzi obserwujących gniazdo na kominie pojawienie się małej Gdynki to znak, że w Polsce będzie więcej sokołów.
W kolejnym roku wykluło się troje piskląt: 2 córki Fala (0 AN) i Błyskawica (2 AP) oraz syn Jantar (1 AP). Rok później Bryza i Bosman mieli już cztery córki: Fregatę (8 AU), Redę (9 AU), Marinę (0 AU) i Lagunę (1 AV). W 2018 roku wykluły się Fryga (9 BD) i Aura (0BD). A w 2019 roku na świecie pojawiło się 4 chłopców: Admiral (7 BS), Gdynek (8 BS), Kaszub (9 BS) i Szkwał (0 BS). I o jednym z tych chłopców będzie dalsza część tej opowieści.
Sokół Admiral (7 BS) był najstarszy i najodważniejszy. Wykluł się 18 kwietnia 2018 roku. Najpierw był małym białym pisklakiem, który właściwie tylko jadł i spał. W ciągu miesiąca pomału zaczęły mu rosnąć pióra zamiast miękkiego białego puchu. Ale i tak jego aktywność życiowa ograniczała się do spania i jedzenia – zupełnie jak u małego dziecka, wiesz? Po kilkudziesięciu dniach coś się zmieniło w życiu Admirala. – Jak myślisz, co się mogło zmienić? –
Jednego dnia Admiral postanowił opuścić gniazdo po raz pierwszy. Wyszedł na podest (to taki balkon przed gniazdem). Od powietrza i przestrzeni zakręciło mu się w głowie. Ostrożnie zrobił pierwszy krok, potem drugi i trzeci. Szedł przy krawędzi budki. Przystanął i rozejrzał się wokół. – Czy pamiętasz, jak robiłeś coś po raz pierwszy? Jakie to było uczucie? –
Jego rodzeństwo (Gdynek, Kaszub i Szkwał) wyglądało z gniazda – ciekawe i przestraszone, na razie nie próbowało go naśladować. Na barierce siedziała mama Bryza i zerkała na syna ukradkiem. Admiral poczuł się pewniej, przecież z mamą nic złego mu się nie stanie. Przeszedł do końca podestu i z powrotem. Wrócił do gniazda, z emocji bardzo szybko biło mu serce. Próbował opowiedzieć rodzeństwu, jakie to uczucie być tam na zewnątrz. Mówił o takim silnym ruchu powietrza (potem mama powiedziała mu, że to jest wiatr). I o tym, że jest taki duży widok (tato powiedział mu, że to jest horyzont). Rodzeństwo słuchało brata z otwartymi dziobami.
Po 3 godzinach mały Admiral postanowił wyjść jeszcze raz.
– Sprawdzę tylko, czy dalej wieje wiatr i zobaczę widok – powiedział do siebie.
Bryzy i Bosmana nie było w tym czasie w gnieździe, bo polowali. Ich syn wychylił główkę z gniazda. Poczuł na dziobie przyjemne, chłodne powietrze. Wyszedł ostrożnie. Przeszedł się odważnie do końca podestu i zawrócił. Potem przeszedł całą drogę drugi raz.
Przystanął na środku podestu. Obejrzał, co widać na horyzoncie. Chciał wszystko zapamiętać, żeby opowiedzieć braciom siedzącym w gnieździe. Stał, podziwiał świat. Do gniazda wrócił razem z rodzicami, żeby zjeść kolację i pójść spać. Przed zaśnięciem powiedział braciom:
– Gdynek, Kaszub i Szkwał, może jutro wyjdziecie razem ze mną zobaczyć, jak piękny jest świat?
Bracia spojrzeli po sobie i powiedzieli, że się zastanowią. Admiral chciał jeszcze coś dodać, ale był zbyt zmęczony – i zasnął szybko – tak jak jego bracia.
Rano obudził się pierwszy, zjadł szybko śniadanie (przyniesione przez Bosmana) i wyszedł na podest. Na zewnątrz gniazda podobało mu się coraz bardziej. Coraz śmielej zbliżał się do barierki, bo im bliżej krawędzi podestu, tym więcej było widać. A naprawdę jest co oglądać na 80 m. – Czy byłeś kiedyś tak wysoko? A jak myślisz, co widać tak wysoko? Co mógł widzieć Admiral? –
Mały Admiral rozłożył skrzydła i pomachał nimi. To było ciekawe uczucie. Machnął jeszcze raz i jeszcze raz. Spodobało mu się to machanie, więc przez kilka chwil tylko machał skrzydłami i rozkładał ogon.
– Mamo, zobacz, ja macham! – krzyknął do Bryzy.
– Tak synku, a niedługo polecisz tak ja – Bryza rozłożyła skrzydła i odleciała, oglądając się, czy syn zrobi to samo.
Rodzeństwo leżało przy wyjściu z gniazda, grzało dzioby w słońcu i obserwowało brata – jego machanie skrzydłami oraz rozmowę z mamą. Gdynek postanowił wychylić się z gniazda, ale przestraszył się wiatru. Ponieważ wiatr się wzmagał, Admiral też postanowił wrócić do gniazda. W nocy śniło mu się machanie skrzydłami, wiatr i horyzont. I latanie.
Następnego dnia od rana czuł, że wydarzy się coś ważnego. Połknął szybko śniadanie i wyskoczył na podest. Zamachał kilka razy skrzydłami i… nagle wskoczył na barierkę.
– No, teraz to dopiero mam widok – krzyknął do braci siedzących grzecznie w gnieździe. Pomachał skrzydłami. Miał uczucie, że lata. Stał tam długo i obserwował okolicę, aż zrobił się głodny. Na szczęście właśnie wrócił Bosman z polowania, więc odważny mały sokół zeskoczył z barierki i wrócił do gniazda.
Admiral trochę się denerwował na braci, że nie chcą wyjść z gniazda i pochodzić po podeście. Tłumaczył, że to przecież nic trudnego, że to łatwe. Ale Szkwał, Gdynek i Kaszub tylko kręcili głowami i nie chcieli spróbować.
Rozmowę synów słyszała Bryza. Podeszła do nich i powiedziała:
– Słyszę, że rozmawiacie o wychodzeniu z gniazda. Pamiętajcie, żeby wyjść wtedy, gdy poczujecie, że chcecie to zrobić. Nic na siłę. Każdy z was w innym czasie poczuje, że chce sprawdzić, jak wygląda świat poza gniazdem. I to jest ok.
– Przepraszam, że was zmuszałem do wyjścia z gniazda – powiedział Admiral.
– Spoko, brat, my lubimy słuchać twoich historii, a potem sami spróbujemy – odparł Kaszub.
Gdynek i Szkwał zaproponowali zabawę w chowanego, co niekoniecznie jest łatwe, jak się mieszka w małym gnieździe.
Wieczorem, jak Gdynek, Szkwał i Kaszub już zasnęli, Admiral podpytywał jeszcze rodziców, jak to jest latać.
– To jest… – Bryza szukała określenia.
– To trudno wytłumaczyć, ale myślę, że już niedługo zobaczysz – odpowiedział radośnie Bosman.
Następnego dnia młody sokół od razu wskoczył na barierkę i z niej przez kilka minut obserwował świat. Rozprostował skrzydła, zamachał nimi. Ustawił się w stronę wiatru, zaczął szybko machać skrzydłami i… poleciał.
– Mamo, tato – ja latam!!! – krzyknął do rodziców, machając szybko skrzydłami.
– Widzimy i cieszymy się razem z tobą, synu! –krzyknął Bosman. My tu jesteśmy obok, więc jak potrzebujesz pomocy, to daj znać!
No i Admiral cały dzień spędził na lataniu – latał, siadał na barierkę, odlatywał, robił kółko lub dwa i wracał. Jedno z rodziców cały dzień było przy nim. No i 3 kibiców w gnieździe, czyli Gdynek, Szkwał i Kaszub – leżeli przy wejściu do gniazda i ogrzewali w słońcu dzioby. Co jakiś czas wydawali też okrzyki w stylu: „Dalej brat! Wyżej! Leć daleko!”, zachęcając Admirala, żeby nie rezygnował.
Następnego dnia Bosman obudził Admirala wcześnie i po cichu wyszli z gniazda. Bosman usiadł na barierce i pokazał gestem synowi, że ma zrobić to samo. Chwilę posiedzieli w milczeniu, ciesząc się spokojnym porankiem. W gnieździe w tym czasie zrobił się hałas, bo rodzeństwo zobaczyło, że nie ma brata i taty.
– No to lecimy, synu – powiedział Bosman. Leć za mną, pozwiedzamy trochę okolicę.
I polecieli.
Gdynek, Szkwał i Kaszub zazdrośnie spoglądali z gniazda. Drugi brat spróbował wyjść na podest. Bryza stała na barierce – wzruszona obserwowała swoje dzieci. W tym roku mają 4 synów, wcześniej urodził im się tylko syn Jantar (no i 9 córek!). – Czy potrafisz policzyć, ile dzieci wychowali już Bryza i Bosman? – [9 córek, 1 syn Jantar i 4 synów z 2019]
Wracając do Bosmana i Admirala – Bosman wybrał krótką i bardzo ładną trasę, bo przecież jego syn dopiero uczył się latać. Admiral leciał dzielnie za tatą. W pewnym momencie zobaczył morze. – Widziałeś kiedyś morze? –
Mały sokół był zachwycony morzem.
– Ile wody – pomyślał.
Bosman znalazł wysokie drzewo w okolicach Klifu Orłowskiego i usiadł. Obok niego wylądował Admiral.
– I jak ci się podobało, synu? – zapytał Bosman.
– To jest super tato! Gdzie polecimy dalej?
– Spokojnie, młody. Musisz nabrać sił. Długie trasy jeszcze przed tobą, na razie trenujemy. Nie jesteś głodny?
– Trochę jestem… – przyznał Admiral.
– To posiedź tutaj chwilę, a ja coś upoluję.
I tak Admiral został sam. Pierwszy raz siedział na drzewie sam. Z jednej strony mu się podobało, ale z drugiej… nie było mamy, rodzeństwa ani taty. Czuł, że się boi, ale starał się być odważny. – Czy też się kiedyś tak czułeś? O czym wtedy myślałeś? –
Mały sokół w głowie miał takie myśli:
– A co, jeśli tato nie wróci? Ja nie wiem, dokąd lecieć, nie trafię do gniazda. Czy mama mnie tutaj znajdzie? Czy mogę fruwać w deszczu? Czy ktoś może mi zrobić krzywdę?
Na niebie pojawiły się ciężkie, burzowe chmury. Maluch patrzył ze strachem w niebo. Kiedy spadły pierwsze krople deszczu bał się już bardzo, bardzo. Nagle zaczęło grzmieć, bardzo wiać i padać. No i błyskać. Admiral wtulił się w drzewo i starał się nie patrzeć w niebo. W pewnej chwili poczuł, że zaczynają mu moknąć skrzydła i robi mu się zimno. I wtedy nagle zobaczył lecącego tatę.
– Tato! Tu jestem! Ja się boję! Wracajmy – poprosił.
Bosman usiadł na drzewie obok synka. Wziął go pod skrzydła, słyszał bicie jego serca i czuł, jak bardzo jego mały syn się boi.
– Wystraszyłeś się deszczu?
Mały skinął głową.
– Bałeś się, że nie wrócę i zostaniesz na drzewie?
Mały znów kiwnął głową i przytulił się do taty.
– Bałeś się, że nie trafisz do domu?
Znów odpowiedzią było skinięcie.
– Bardzo się przestraszyłeś?
– Tak.
– Jak mogę Ci pomóc, synu?
– Teraz już się nie boję, ale muszę nauczyć się drogi do gniazda.
– Rozumiem, że wtedy będziesz się czuć bezpieczniej?
– Tak.
– W takim razie polecimy do gniazda w taki sposób, żebyś zapamiętał drogę. Ale najpierw musimy coś zjeść. Może też przestanie padać.
Zjedli, przestało też padać i polecieli do gniazda. Po drodze Bosman pokazywał synowi punkty orientacyjne i uczył nawigacji. Powrót do domu przez to bardzo się wydłużył, więc Bryza już była mocno zaniepokojona. I ucieszyła się, że mąż z najstarszym synem wrócili bezpiecznie do domu.
W gnieździe Admiral opowiedział braciom, co widział i przeżył. – A może spróbujesz opowiedzieć historię Admirala swoimi słowami? – [widział morze, była burza i bardzo się bał, przyleciał tato i wszystko dobrze się skończyło]
Następnego dnia po śniadaniu mały sokół zapytał, czy może dziś polecieć znów nad morze. Zapomniał już o przygodzie z burzą na drzewie i pamiętał tylko, jak było ładnie.
– Niestety nie, dziś lecimy na polowanie, czeka nas kolejna wielka przygoda – odpowiedział Bosman.
I polecieli. Najpierw okrążyli okolicę i trenowali loty. Później zaczęła się lekcja polowania. Bosman upolował ptaka i przekazywał synowi w locie pokarm – to była lekcja chwytania. Potem Bosman uczył małego sokoła łowienia techniką ataku nurkowego, czyli nagłego przyspieszania lotu i podążania w kierunku zdobyczy.
– No dobrze synu, teraz spróbujesz upolować obiad dla siebie – powiedział Bosman.
Kiedy pierwszy raz Admiral leciał z prędkością 300 km/h to było zachwycające. Polowanie się nie powiodło, to wcale nie jest takie łatwe – szybko lecieć i zdążyć złapać ptaka w locie. Admiral wracał do domu smutny i rozczarowany. – Czy Tobie też kiedyś coś się nie udało? Jak się wtedy czułeś? –
Kolejnego dnia Bosman też zabrał syna na polowanie. I wtedy już Admiral nie poddał się po pierwszym niepowodzeniu, ale próbował kilka razy coś upolować. W końcu jego wytrwałość przyniosła efekty – upolował pierwszego ptaka (to był chyba drozd). Sokół był z siebie bardzo dumny, prawie tak bardzo jak wtedy, gdy pierwszy raz poleciał z gniazda. – Czy pamiętasz, jak się czułeś, kiedy coś Ci się udało? A co to było? –
Bardzo podobnie wyglądało kilka kolejnych dni życia małego gdyńskiego sokoła. Cały dzień poza gniazdem, polowania, ćwiczenie lotów, a wieczorem powrót do gniazda. Czasem towarzyszyła mu Bryza, czasem Bosman, ale coraz częściej leciał sam. W międzyczasie drugi sokół – Gdynek – zaczął opuszczać gniazdo i wychodzić na podest. Kilka dni później Admiral przestał wracać do gniazda na noc. Zaglądał jeszcze czasem w ciągu dnia do rodziców i braci, ale czuł, że jest już taki dorosły i że musi już sam o siebie zadbać. No i w gnieździe zrobiło się już ciasno, bo sokoły były coraz większe. Nie były już małymi opierzonymi białymi kulkami, tylko dużymi młodymi sokołami.
Pod koniec maja gniazdo opuścili wszyscy bracia. Przylatywali jeszcze do gniazda, żeby posiedzieć chwilę na podeście lub kominie, porozmawiać, co dobrego tego dnia ich spotkało.
Pod koniec czerwca każdy z nich poleciał w swoją stronę, w poszukiwaniu miejsca na nowy dom.
W okolicach komina w Gdyni została Bryza i Bosman. Ciekawe, co wydarzy się w kolejnym roku – jakie dzieci będą mieć za rok i jakie przygody je spotkają.
Spodobał Ci się mój wpis? Postaw mi kawę 🙂